10. kadencja, 18. posiedzenie, 1. dzień (25-09-2024)
7. punkt porządku dziennego:
Sprawozdanie Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi o rządowym projekcie ustawy o zmianie ustawy o paszach (druki nr 606 i 648).
Poseł Roman Fritz:
Szanowny Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości moratorium na zakaz sprzedaży soi GMO było przedłużane właśnie dlatego, że poprzednicy nie byli w stanie wytworzyć odpowiedniego rodzaju paszy, można powiedzieć, rodzimej. Jaki jest cel tych dążeń i działań? Otóż stworzenie warunków, by podstawową paszą wysokobiałkową była ta pochodząca z produkcji rodzimej. Teraz de facto nic się nie zmieniło. Przytaczane są argumenty i za, i przeciw. Za - tutaj stroną społeczną jest Izba Zbożowo-Paszowa i Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz - przytacza się głównie argumenty ekonomiczne, wskazując na możliwą utratę konkurencyjności produkcji, m.in. drobiu, a co za tym idzie, zmniejszanie tej produkcji, co wpłynęłoby na wykorzystanie wszystkich zbóż. Drugim argumentem podnoszonym jest to, że żaden z krajów unijnych nie wprowadził podobnego zakazu. W końcu trzecim argumentem jest trudność granicząca z niemożliwością zastąpienia soi GMO innymi składnikami.
Można przytoczyć jeszcze argumenty przeciw. Były minister pan Robert Telus powiedział, że przedłużacie o 5 lat, a to oznacza, że jasno mówicie wszystkim, że nawet nie będziecie próbować czegoś z tym zrobić. Innym argumentem przeciw jest to, że brak zakazu umożliwia producentom pasz sprowadzanie soi np. z Ameryki Południowej, w efekcie powodując niską samowystarczalność polskiej gospodarki. Za kolejnym przedłużeniem terminu wejścia w życie zakazu stosowania pasz GMO stają zakłady paszowe i importerzy.
Proszę państwa, po tym wstępie chciałbym przytoczyć taką wizję, zadać sobie pytanie: Jak ma wyglądać polskie rolnictwo za 20, 30 lat? Oczywiście powinniśmy patrzeć w stronę technologii i robotyzacji, które bez wątpienia pomagają w produkcji rolno-spożywczej, niemniej jednak jeśli chodzi o rynek pasz, powinniśmy bardzo rozważnie podejmować decyzje, rozumiejąc konsekwencje wynikające z długoterminowego stosowania pasz GMO.
Może warto spojrzeć na historię i zastanowić się, jak wyglądała hodowla w Polsce jeszcze dekadę czy dwie dekady temu. Otóż były gospodarstwa rodzinne, w których dominował model zrównoważony, moim zdaniem, najlepszy zarówno dla konsumentów, jak i bezpieczeństwa żywnościowego. Wyróżniały się one jakością pod każdym względem. Walory smakowe, bezpieczeństwo żywności oraz inne czynniki pokazują nam przewagę tego rodzaju gospodarstw nad żywnością przetworzoną pochodzącą z wielkich oligopoli. Takie gospodarstwa często korzystały z własnej paszy wytworzonej z własnych surowców lub pozyskiwały paszę od lokalnych rolników. To napędzało z kolei lokalną gospodarkę i wspierało rozwój ekonomiczny regionów, a w efekcie całej krajowej gospodarki.
Mam wrażenie, że my karmimy rolnika łyżeczką i temu poświęcona jest ta dyskusja, a np. światowi giganci wspomagają swoje areały na Ukrainie całymi hektolitrami. Warto taką dygresję zrobić, że konkurujemy z gigantami, firmami typu Kernel czy Cargill, właścicielami latyfundiów z setkami tysięcy hektarów. Biorąc pod uwagę ekonomię skali i możliwości zbiorów właśnie tam, polski rolnik nie jest w stanie konkurować.
Chciałbym państwu zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt, mianowicie na promocję żywnościową marki made in Poland. Hasło takie powinno się jednoznacznie kojarzyć z najwyższymi standardami jakościowymi, bezpieczeństwem żywnościowym i zdrowotnym. Nie powinniśmy narażać na choćby tylko potencjalny szwank naszego krajowego pozycjonowania się względem produktów żywnościowych z zagranicy. Do poziomu pozytywnego odbioru marki made in Poland dochodzi się długimi latami. Podobne sukcesy dawno temu odniósł przemysł niemiecki, lansując brend made in Germany. Jest to proces kosztowny, ale finalnie, w perspektywie wieloletniej dla kraju opłacalny, gdyż z raz osiągniętej pozycji praktycznie nie da się zjechać w dół. Stąd zachęcamy do namysłu i refleksji, czy potencjalny i nawet hipotetyczny problem zdrowotnościowy związany z GMO nie spowoduje w konsekwencji obniżenia pozytywnego postrzegania i ratingu polskich (Dzwonek) produktów rolnych, uniemożliwiając de facto stosowanie z powodzeniem symbolu jakościowego made in Poland.
Paradoksalnie dodatkowym argumentem rynkowym jest zdanie z uzasadnienia projektu zakładające odmienne podejście. Cytuję: W żadnym innym państwie członkowskim Unii Europejskiej nie wprowadzono dotychczas zakazu stosowania soi GMO, co może znacznie ograniczyć opłacalność i krajowe możliwości produkcyjne tego sektora, a w konsekwencji również eksport. Otóż nabywca produktów rolnych w takiej sytuacji widziałby tę zasadniczą różnicę i miałby 100-procentową pewność, że w Polsce produkty te są objęte zakazem stosowania soi GMO i właśnie dlatego mógłby się zdecydować na zakup tych produktów z logo made in Poland.
Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, Konfederacja wstrzyma się od głosu. Dziękuję. (Oklaski)
Przebieg posiedzenia