10. kadencja, 27. posiedzenie, 3. dzień (24-01-2025)
21. punkt porządku dziennego:
Przedstawione przez Radę Języka Polskiego ˝Sprawozdanie o stanie ochrony języka polskiego za lata 2020-2021. Język przekazów rządowych kierowanych do społeczeństwa w czasie kryzysu zdrowotnego˝ wraz ze stanowiskiem Komisji Kultury i Środków Przekazu (druki nr 180 i 712).
Poseł Roman Fritz:
Szanowna Pani Marszałek! Szanowna Pani Przewodnicząca! Szanowne Grono Rady Języka Polskiego! Wysoka Izbo! Omawiamy sprawozdanie o stanie ochrony języka polskiego za lata 2020-2021 i język przekazów rządowych kierowanych do społeczeństwa w czasie kryzysu zdrowotnego. Przesłania tego dokumentu nie powinniśmy chyba omawiać w oderwaniu od sytuacji, która wówczas panowała. Powinniśmy te kwestie umieścić w kontekście czasu, miejsca i decydentów, a naszym celem jest oczywiście zachowanie piękna ojczystej mowy.
Podam jeden przykład tytułem wstępu, gdyż akurat przedwczoraj wziąłem udział w posiedzeniu podkomisji do spraw przedsiębiorczości, na którym zwróciłem uwagę na raptem dwa niezrozumiałe wyrażenia. Stały się one punktem wyjścia do dalszej części obrad. Były to następujące zwroty potworki: neuroróżnorodność i inkluzywni w zatrudnianiu. Otóż wdrażanie - właśnie, jest przecież takie polskie słowo i nie trzeba szpanować na siłę angielskim makaronizmem pt. implementacja. Wdrażanie słów brzmiących bardzo obco i dziwacznie to zamach na piękno i bogactwo naszej ojczystej mowy.
Omawiane sprawozdanie Rady Języka Polskiego z wielu względów jest ciekawe. Nasuwa się tutaj mimochodem taka konstatacja, że zarówno ówczesna partia sprawująca władzę, czyli Prawo i Sprawiedliwość, jak i cała największa opozycja totalna niczym specjalnie się od siebie nie różniły. Śmiem twierdzić, że takie partie jak PO czy Lewica domagały się wręcz zaostrzenia i tak absurdalnych i nielegalnych regulacji anty-COVID-owych, co rzecz jasna rzutowałoby na stosowane przez kręgi rządowe przekazy werbalne.
W omawianym opracowaniu uwagę polonistycznych ekspertów zwraca militarny język. Zarówno język, jak i obraz miały za zadanie narzucić narodowi psychozę strachu. Rodzi się pytanie, w jakim celu. Przecież we wszelkich możliwych sytuacjach kryzysowych pierwszym zadaniem służb zarządzających kryzysem jest unikanie paniki i uspokojenie nastrojów. A tu w marcu 2020 r. rozpoczęto wręcz eskalację koronopaniki i covidopsychozy. Wprowadzono wszechobecny medialny przekaz rodem z katastroficznych fantastycznonaukowych filmów czy książek. Himalajami tego absurdu stał się transport maseczek bez odpowiednich atestów z Chin. Mogliśmy podziwiać to wydarzenie 14 kwietnia 2020 r. na Okęciu, kiedy to wylądował tam największy samolot transportowy świata An-225 Mrija. Chińskie cuda w ilości raptem 80 t przywitali na Okęciu m.in. czołowi przedstawiciele rządu: premier Mateusz Morawiecki oraz wicepremier Jacek Sasin. Szacuję, że koszt tej operacji wyniósł ok. 5 mln dol. Alternatywny transport drogowy kosztowałby polskiego podatnika jakieś 100 razy mniej. To po prostu miś, a nawet niedźwiedź na miarę naszych możliwości, lecz śp. Stanisław Bareja aż tak piramidalnej bzdury wymyślić po prostu nie mógł.
Rząd PiS-u nielegalnie zamknął lasy i place zabaw, nakazując ponadto niemal wszystkim ludziom nakładanie na uszy kawałków polipropylenu. Szczytem bezczelności popisywała się poprzednia pani marszałek Sejmu, która ciesząc się sprawowaniem swojego odcinka władzy, pozbawiła np. posła Grzegorza Brauna uposażenia w sumarycznej kwocie sięgającej blisko 300 tys. zł. Należy tu dodać, że wykluczanie posła Brauna za to, że postępował zgodnie z prawem i logiką i nie nakładał absurdalnych, gdyż szkodliwych, a nie pomocnych masek, spotykało się z entuzjastycznym odzewem obydwu zwaśnionych plemion zasiadających wówczas w sali plenarnej Sejmu. Powszechny obraz ludzi w maskach stał się ważnym etapem projektu pt. pandemia COVID-19.
A więc kreowano sukcesywnie oparty na nieprawdopodobnych emocjach popyt na cudowne remedium, pozwalające pokonać wroga i odnieść triumfalne zwycięstwo na polu walki ze straszliwym koronawirusem. Owo remedium nazywa się szczepionka. Nieważne było, ile kosztuje, nieistotne, że było nie dość dobrze przebadane, bez znaczenia, że nie spełniało nawet kryterium eksperymentu medycznego. Ważne, że już wkrótce miało być dostępne najpierw dla wybranych szczęśliwców, pracowników systemu opieki zdrowotnej, później dla naszych kochanych seniorów, a potem również dla reszty wyszczepianej mierzwy. Militarystyczny język bohaterskiej walki z pandemią. Mój skromny komentarz: nie pandemia, tylko pan demon. Właśnie.
Wicemarszałek Monika Wielichowska:
Panie pośle, wykorzystując pana pauzę...
Poseł Roman Fritz:
Jeszcze raz, proszę.
Wicemarszałek Monika Wielichowska:
Chciałam, wykorzystując pana pauzę, wtrącić swoje trzy grosze.
Poseł Roman Fritz:
Ależ bardzo proszę, pani marszałek. Będę zaszczycony.
Wicemarszałek Monika Wielichowska:
W swoim wystąpieniu odbiega pan od przedmiotu obrad określonego w porządku dziennym.
Poseł Roman Fritz:
To jest wystąpienie w imieniu klubu. To jest na temat.
Wicemarszałek Monika Wielichowska:
Przywołuję pana do rzeczy.
Poseł Roman Fritz:
To jest na temat, pani marszałek.
Ten język militarystyczny podkreślał najlepiej ówczesny minister obrony narodowej, który w mediach społecznościowych 6 sierpnia 2021 r. przestrzegał tak: antyszczepionkowi terroryści nie mogą udawać żołnierzy Wojska Polskiego. Zakończyliśmy pracę nad przepisami, które jednoznacznie zakażą noszenia mundurów przez tego rodzaju grupy i wprowadzą sankcje. Nie muszę dodawać, że wskutek tego skrajnie nieodpowiedzialnego postępowania szefa MON ze służby odeszło liczne grono żołnierzy zawodowych, których absencję odczuwamy i dziś, gdyż często byli to żołnierze wybitni, z doświadczeniem zdobytym podczas misji w Iraku i Afganistanie. Od samego początku uruchomienia projektu COVID-19 media głównego nurtu praktycznie w każdym meldunku, w przedstawianych wiadomościach musiały przekazać raport: ile osób zostało zarażonych, ile zmarło na COVID, ile zmarło, mając choroby współistniejące. Perfidia polegała na podstawowym kłamstwie. Osoba zmarła np. na nowotwór, lecz miała dodatni test na COVID, więc była określana jako zmarła z COVID-em.
Po wszczęciu akcji ˝Szczepimy się˝ w roku 2021 mieliśmy możliwość usłyszeć w Polskim Radio wyjątkowo bezczelne kłamstwo, polegające na ułożonym w następujący sposób komunikacie: na dziś w Polsce zmarło z COVID-em osób N, zakażonych jest X, zaszczepionych jedną dawką - Y, a w pełni uodpornionych - Z. Potem się pewnie okazało, że ci w pełni uodpornieni chorowali na COVID najczęściej.
Ponieważ pierwszą ofiarą wojny jest prawda, oficjalne środki masowej dezinformacji nie informowały Polaków o skali potężniającej z każdym miesiącem czarnej listy ofiar zamykanego systemu opieki zdrowotnej. Można jedynie szacować, że z powodu odwołanych zabiegów i operacji, zawieszonych przyjęć na oddziały szpitalne czy zatrzymanej diagnostyki zmarło ponad 200 tys. naszych rodaków. Media głównego nurtu nie uważały za stosowne informować o częstych fatalnych skutkach akcji ˝Szczepimy się˝. Zapewniano o akcji bezpiecznych szczepień, chociaż już na pierwszy rzut oka uderzał powszechny brak dotrzymywania podstawowych procedur. I tak preparaty przeznaczone do wstrzykiwania zdezorientowanej ludności miały być przechowywane w temperaturze -80°C. Konia z rzędem temu, kto widział w przychodniach, aptekach czy mobilnych punktach szczepień takie wypasione zamrażarki. Inną kompletnie ignorowaną procedurą był obowiązek przeprowadzania wywiadu medycznego polegającego na sprawdzeniu, czy pacjent ma jakiekolwiek przeciwwskazania natury zdrowotnej wobec aplikowanego eksperymentalnego specyfiku. Doniesienia o znacznej liczbie niepożądanych odczynów poszczepiennych, w tym zgonów, nie przebijały się do oficjalnych medialnych komunikatów. Obecna rewolucyjna władza, rzecz jasna, nie ściga panów Szumowskiego, Niedzielskiego czy Morawieckiego za te hekatombę, zadowalając się uchylaniem immunitetów mniej znaczących byłych wiceministrów za nieporównywanie bardziej błahe sprawy. Warto zaznaczyć wyraźną cezurę czasową obowiązywania koronawirusowej nowomowy i samej pseudopandemii. Zakończyła się ona dokładnie 24 lutego 2022 r.
Powracając do sprawozdania Rady Języka Polskiego, warto do tego dokumentu jednak zaglądać, ponieważ ilość nadużywanych wyrażeń z okresu pandemonii rzeczywiście przyprawia o zawrót głowy. Proponuję się bacznie przyglądać kolejnym pracom Rady Języka Polskiego, gdyż będą one poświęcone analizie krytycznej językowych wygibasów obecnej ekipy rządowej. Już teraz możemy przewidywać, jakie wyrazy i związki frazeologiczne staną się przedmiotem naukowych analiz. Będzie to nowomowa mająca swoje źródło w kulturowym marksizmie krajów Zachodu, więc jak każdy marksizm przepoczwarzy ona znaczenie słów i wyprodukuje słowa nowe. Jeżeli w Polsce w omawianym obszarze stanie się tak jak w Niemczech, to nie będziemy już mogli słyszeć w Polskim Radio przykładowego zdania: na marszu niepodległości policjanci zatrzymali małżeństwo. To zdanie będzie brzmiało: na tzw. marszu niepodległości policjantki i policjanci zatrzymały i zatrzymali dwie osoby.
Lewicowe potworki językowe są nam sączone w tej kadencji Sejmu każdego dnia. Niszczenie polskiej, przepięknej mowy to jednak nie jest cel, lecz metoda lewicy. Celem jest oczywiście zniszczenie tradycji, narodowej tkanki i obrócenie wniwecz wszelkich uznawanych przez wieki norm i obyczajów. Objawy tej operacji najłatwiej ukazać poprzez nienaturalne i brzydkie, wciskane na siłę feminatywy, jak wyrazy: ministra, magisterka, psycholożka, psychiatrżka, marszałkini, gościnni, chirurżka, naukowczyni itd., i temu podobne. Owa brzydota to jest zjawisko nie tylko niepoprawne, lecz także po prostu złe.
(Poseł Marcin Józefaciuk: Nauczycielka. Jeszcze więcej?)
To jest redukcja przepięknej polskiej mowy ojczystej do poziomu płciowości. Rewolucyjna lewica oczywiście na tym nie poprzestaje, stręcząc nam od lat iluzoryczną polityczną poprawność czy też inne cenzorskie kneble pod pozorem np. walki z tzw. mową nienawiści. (Dzwonek)
Wicemarszałek Monika Wielichowska:
Dziękuję bardzo, panie pośle.
Poseł Roman Fritz:
Dokończę, bo pani mi zabrała pół minuty.
(Poseł Urszula Augustyn: Wystarczy, wystarczy.)
Wicemarszałek Monika Wielichowska:
Ma pan 10 sekund.
Poseł Roman Fritz:
Wyrażam w tym miejscu również nadzieję, że Rada Języka Polskiego nie ugnie się pod wpływem lewackich, antypolskich radykałów i nie usankcjonuje fikcji, jaką ma się stać nieistniejący język, tzw. język śląski. Język polski rozwijał się w sposób organiczny przez wiele wieków...
(Wicemarszałek wyłącza mikrofon, poseł przemawia przy wyłączonym mikrofonie)
Przebieg posiedzenia