10. kadencja, 33. posiedzenie, 1. dzień (23-04-2025)

2. punkt porządku dziennego:

Informacja Ministra Spraw Zagranicznych o zadaniach polskiej polityki zagranicznej w 2025 roku.

Poseł Radosław Fogiel:

    Szanowny Panie Marszałku! Szanowny Panie Ministrze! Będę miał przyjemność przedstawić część stanowiska klubu Prawa i Sprawiedliwości.

    Na początek chciałbym powiedzieć coś miłego pod adresem pana ministra i tego wystąpienia.

    (Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski: Już się boję.)

    Cieszy diametralna zmiana postrzegania polityki rosyjskiej. Cytuje pan dzisiaj słowa szefa rosyjskiego wywiadu o tym, że Polska przejawia postawę agresywną i potrząsa szabelką. Słusznie nazywa pan to przejawem rosyjskiego imperializmu. I to jest zasadnicza zmiana ze strony polityka, który śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego określał mianem buńczucznie antyrosyjskiego. Natomiast pańskie uwagi na temat opozycji, której poświęcił pan sporo czasu w swoim wystąpieniu, pokazują czy budzą obawę, że jednak nieco inna formuła i debaty, i współpracy w ramach demokracji jest panu bliska, formuła, którą ilustruje to słynne zdjęcie z lat 70. Jednak dzisiaj nie w takich warunkach przychodzi nam rozmawiać, panie ministrze i szanowni państwo.

    Rytualne zaklęcia i truizmy, którymi naszpikowane było pańskie wystąpienie, nie przykryją jednak podstawowej cechy i równocześnie podstawowej wady polityki zagranicznej prowadzonej przez ten rząd. Bo mamy do czynienia z rządem, który bardzo głośno zapewnia o swoich ogromnych możliwościach, o swoich wielkich wpływach, o swoich strategicznych przewagach, ale jeśli chodzi o realne działania, wyłącznie podąża tropem innych państw. Tak jak za armią podążają maruderzy, tak polska polityka zagraniczna pod kierownictwem premiera Tuska i ministra Radosława Sikorskiego podąża za decyzjami innych krajów. Dzisiaj polskiej polityce zagranicznej brakuje woli i brakuje determinacji.

    Przez wiele lat w Europie panował porządek jałtański, którego niestety Polska była częścią. Charakteryzował się on tym, że nie byliśmy w stanie podejmować własnych suwerennych decyzji, ale dzisiaj nasz głos może być słyszalny, bo Jałty już nie ma. Tylko to wszystko zależy od inicjatywy, od energii, od zdolności do podejmowania swoistej gry dyplomatycznej, ale również od zdolności do podejmowania ryzyka, bo w takim miejscu historii jesteśmy. Tymczasem mam nieodparte wrażenie, że obecny rząd cofa nas na własne życzenie do czasów porządku jałtańskiego, bo rezygnuje z miejsca Polski przy stole i rezygnuje z polskiego głosu. (Oklaski) Używając tak bliskich premierowi Tuskowi piłkarskich porównań, można uznać, że ten rząd kieruje się filozofią, że jeśli się nie wyjdzie na boisko, to się nie straci bramki.

    (Poseł Mirosław Suchoń: Przestań kłamać.)

    (Głos z sali: Co pan opowiada?)

    (Głos z sali: Piłkarz się znalazł.)

    Ale dzisiejsza sytuacja Polski jest inna i inna zgoła filozofia przyświecała działaniom poprzedników pana ministra, przedstawicieli Zjednoczonej Prawicy. Dewizą powinno być i było: jeśli się nie gra, to się nie wygra. My jako kraj musimy podejmować tę grę. (Oklaski)

    Dzisiaj Polsce potrzebna jest aktywna polityka zagraniczna, bo mamy do czynienia z Rosją, która dąży do tego, żeby stworzyć taki ład we współczesnym świecie, gdzie w zamian za deklarację, że nie wywoła kolejnej wojny, będzie mogła uzyskiwać rozmaite koncesje, rozmaite ustępstwa, rozmaite korzyści. To jest gra rosyjska, a Polska musi prowadzić swoją własną grę. Musimy prowadzić doktrynę doskonale znaną z historii - nic o nas bez nas. Wielokrotnie udowadnialiśmy, że to jest możliwe, a dzisiaj mamy do czynienia z biernością, brakiem decyzyjności. Widać to chociażby w stosunkach transatlantyckich. Przykładem niech będzie sytuacja, w której Pete Hegseth prosto z kwatery głównej NATO odwiedza Warszawę, a premier Donald Tusk się z nim nie spotyka. Jest to znaczący gest. Rozumiem, że Donald Tusk ma pewnego rodzaju traumę po tym, jak narobił głupstw, sztubacko wręcz zaczepiając członków Kongresu amerykańskiego czy prezydenta Trumpa. To nawet dobrze, że się tego wstydzi, ale jako polski premier nie może kierować się traumą czy wstydem. Powinien podejmować działania.

    Podobnie jeśli chodzi o relacje na najwyższym szczeblu. Nowo wybrany prezydent Stanów Zjednoczonych spotyka się z kolejnymi politykami z krajów Unii Europejskiej: spotkał się z prezydentem Macronem, spotkał się z premierem Starmerem, z premier Meloni, z premierem Irlandii Martinem. A gdzie jest w tym wszystkim Donald Tusk?

    Nie możecie liczyć, że pan prezydent Andrzej Duda wszystko sam za was zrobi. To zresztą dość charakterystyczne, że ważną debatę o polityce zagranicznej na zakończenie pan minister był łaskaw zamienić w wiec wyborczy jednego z kandydatów, cytując jego hasło wyborcze. Myślę, że to nie czas i nie miejsce, ale rozumiem, że zdobycie punktów we własnej drużynie też się liczy.

    Dobre relacje poprzedniego rządu z odległą przecież ideowo administracją prezydenta Bidena dowodzą, że jest możliwe porozumienie, że jest możliwe prowadzenie skutecznej polityki transatlantyckiej, ale trzeba być aktywnym, trzeba podejmować tę grę, trzeba być postrzeganym jako partner. To nie dzieje się z dnia na dzień. Minister Rau z ministrem Kułebą w ˝Politico˝ wspólnie ostrzegali przed ponownym uruchomieniem gazociągu Nord Stream. Kiedy Amerykanie po wybuchu wojny chcieli ewakuować Zełenskiego, to Polska przekonywała sojuszników, że warto tworzyć koalicję, warto dać szansę Ukrainie się obronić. Właśnie takie działania sprawiły, że byliśmy traktowani również przez administrację amerykańską jako partnerzy.

    Kolejnym aspektem dezercji rządu jest kwestia Trójmorza - formatu, w którym Polska mogła odgrywać znaczącą rolę, formatu cieszącego się wsparciem Amerykanów, no ale faktycznie niezbyt chętnie widzianego w Berlinie. Jaki jest efekt tego wszystkiego? Likwidujemy stanowisko pełnomocnika do spraw Trójmorza, likwidujemy jednostkę administracyjną, która się tym tematem zajmowała. To jest sytuacja niezwykle podobna do tej, z którą mamy do czynienia w przypadku Centralnego Portu Komunikacyjnego. W sferze werbalnej rząd udaje, że nic się nie zmieniło, ba, że wręcz wspiera i kontynuuje, ale tak naprawdę mamy do czynienia z rozmontowywaniem projektu, który jest źle widziany w Berlinie. (Oklaski) To jest rząd potakiwaczy, a nie rząd prowadzący odważną politykę zagraniczną. (Oklaski)

    Szumnie zapowiadany traktat polsko-francuski to tak naprawdę kontynuacja starań dyplomacji jeszcze poprzedniego rządu. Istotą i ideą tego traktatu powinno być to, żeby tak wzmocnić relacje Polski z Francją, żeby doprowadzić do sytuacji, w której nie, jak dzisiaj, Francja i Niemcy konsultują się przed spotkaniami formatu weimarskiego i wspólnie przedstawiają swoje stanowisko wobec Polski, ale żeby to Polska z Francją wypracowywała wspólne stanowisko.

    A jeśli mowa o traktatach, to myślę, że przyda się z serca płynące ostrzeżenie przed pomysłami, które mogą pojawiać się w nowej koalicji, która obejmie władzę w Niemczech, przed nowym traktatem polsko-niemieckim. Bo co prawda ten obowiązujący jest jednym z najbardziej nieprzestrzeganych traktatów, dość przywołać chociażby kwestię nauki języka polskiego na poziomie federalnym i przeznaczania na to pieniędzy, ale chyba lepszy ten istniejący, choć momentami nieprzestrzegany traktat niż nowy traktat, w którym Niemcy z pewnością będą oczekiwać zrzeczenia się przez Polskę odszkodowań za II wojnę światową.

    A jeśli już w ogóle mowa o relacjach polsko-niemieckich, zatrzymajmy się na chwilę, bo to jest przykład wyjątkowego braku inicjatywy tego rządu, a miejscami, mówię to z bólem, wręcz serwilizmu. Oczywiście wyłącznie symbolem, ale bardzo wymownym symbolem tej postawy jest poddańczy gest Donalda Tuska opublikowany na Instagramie kanclerza Scholza. Jeżeli kanclerz Scholz pozwala sobie na takie upokorzenie polskiego premiera, to znaczy, że uważa to za właściwe, widzi, że może sobie na to pozwolić.

    (Poseł Mirosław Suchoń: Przestań kłamać.)

    Chociażby w kwestii reparacji, mimo bardzo silnych podstaw wypracowanych przez poprzedników w postaci raportu o polskich stratach wojennych, nie mamy kontynuacji tej polityki, co gorsza, pan minister rozpoczął swoje urzędowanie wezwaniem strony niemieckiej, żeby przedstawiła kreatywne rozwiązanie, podczas gdy tu nie ma miejsca na kreatywność czy na kreatywną księgowość, tu są twarde dane i fakty oparte na mocnych podstawach metodologicznych. Należy wszelkimi sposobami zabiegać - nikt nie mówi, że to jest łatwe, nikt nie mówi, że to jest szybkie - o to, żeby Niemcy uznały swoją odpowiedzialność. (Oklaski) Ale nawet jeśliby kierować się filozofią pana ministra, wejść w ten sposób myślenia, jeśli chodzi o kreatywne rozwiązanie, to jakie to rozwiązanie zaproponowali Niemcy? Żadnego. Nawet według pana własnych i ustanowionych przez pana zasad w stosunkach polsko-niemieckich ponieśliście porażkę. No bo czy odpowiedzią ma być ten głaz postawiony w centrum Berlina, który jest tak naprawdę kpiną z polskich ofiar II wojny światowej? (Oklaski)

    Następnie mamy działalność pełnomocnika pana ministra ds. relacji polsko-niemieckich, która w zasadzie zasługiwałaby na osobne omówienie. Fakt powołania pana Ruchniewicza na szefa Instytutu Pileckiego jest po prostu smutnym żartem, zwłaszcza w kontekście ostatnich doniesień medialnych, że pan Ruchniewicz miał argumentować odwołanie konferencji o odzyskiwaniu dzieł sztuki utraconych przez Polskę w czasie II wojny światowej tym, że polska prezydencja to nie czas na poruszanie tematu zagrabionych dzieł sztuki, bo byłoby to niewygodne dla Niemiec.

    (Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski: Nieprawda.)

    Cytuję pana własne słowa z dokumentu, który przekazał pan posłom: jako sukces... Cytuję: doprowadziliśmy do utworzenia dowództwa NATO ds. szkolenia bojowego, wsparcia i pomocy siłom zbrojnym w Ukrainie z siedzibą w Wiesbaden.

    (Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski: Centrum NATO-wskie w Bydgoszczy.)

    Szanowni Państwo! Każdy może sprawdzić, dalibóg, że Wiesbaden nie leży na terenie Polski, a leży na terenie Niemiec, więc chwalenie się sukcesami, że coś powstało na terenie Niemiec, do mnie nie przemawia. (Oklaski)

    (Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski: Bydgoszcz.)

    Dzisiaj dowiadujemy się, że polska Straż Graniczna przyjmuje jeszcze na terenie Niemiec nielegalnych migrantów, tych, których Niemcy wysyłają nam w ramach tzw. procedury zawracania. Nie reagujemy na zamknięcie granic przez Niemcy. Z polskiej Straży Granicznej uczyniliście Ubera, który dowozi do Polski nielegalnych migrantów. (Oklaski)

    Szanowni Państwo! Jedyne, na co ten rząd zasługuje, jeśli chodzi o ocenę zarówno jego polityki zagranicznej, jak i wielu innych aspektów działania, to dymisja. (Oklaski) Dlatego klub Prawa i Sprawiedliwości będzie wnosił o odrzucenie informacji ministra spraw zagranicznych. Dziękuję uprzejmie.


Przebieg posiedzenia